niedziela, 12 kwietnia 2015

Geocaching, czyli jak zostałam poszukiwaczką skarbów

Założę się, że większość z Was chociaż raz bawiła się w podchody - rysowanie strzałek na chodniku, odnajdywanie zakodowanych wskazówek, zmyłki, zawiłości, nieścisłości, a na końcu upragniony skarb w postaci pluszaka, złotego kapsla lub pustej butelki po Coli. Podchody w konkurencji na najlepszą formę spędzania wolnego czasu plasowały się u mnie w ścisłej czołówce. Kiedy więc  przypadkiem odkryłam nową wersję zabawy w poszukiwaczy skarbów, myślałam, że oszaleję ze szczęścia :)

Źródło Google

Zacznę od tego, że od zawsze kręciło mnie łażenie po ruinach, opuszczonych zakładach, kamienicach, starych cmentarzach. Apogeum tych dziwnych upodobań przypadło na lata licealne, kiedy to zakupiłam swoją lustrzankę i fotografując przepiękne ściany z łuszczycą nauczyłam się fotografowania na trybie manualnym. Potem do tego dołożyłam modelkę i tworzyłam pierwsze super "oryginalne" sesje, głównie w częstochowskim Wełnopolu i cegielni, która nota bene została brutalnie zburzona do zera. Wtedy jednak nie wiedziałam jeszcze, że ma to swoją nazwę - Urban Exploring, w skrócie Urbex. A szkoda, bo może gdybym mówiła mamie, że "Idę na urbex" zamiast "Idę się szlajać po opuszczonej fabryce, w której w każdym momencie może mi spaść a łeb cegła", to miałaby spokojniejszy sen*.

2008 rok, Wełnopol, Częstochowa


Każdy z takich sesjowypadów dostarczał dodatkowej przyjemności w postaci znalezionych skarbów, których, niestety, zgodnie ze świętą zasadą urbexu nie wolno wynosić z dalej lokacji. W sumie to i lepiej, bo miałabym obecnie swój własny prywatny urbex w pokoju. Z biegiem czasu trochę odpuściłam temat, chyba po prostu zaczęłam myśleć bardziej racjonalnie, w zwiazku z czym chodzenie po spróchniałej podłodze z dwoma piętrami poniżej przestało być już tak atrakcyjne. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy natrafiłam na kanał Tube Raiders braci Darka i Marka, AdBustera i SciFuna! Przepadłam. Przypomniały mi się wszystkie dawne wypady, cała adrenalina i poczucie "nielegalności" :P Na całą sobotę przepadłam w filmach, w których obaj czołgają się w kanale i znajdują mausera z czasów wojny, spędzają noc w szpitalu psychiatrycznym czy zwiedzają Czarnobyl (swoją drogą wycieczka do Czarnobyla to wciąż moje niespełnione marzenie). W jednym z tych filmów z ust jednego z braci padło magiczne zdanie:


"To byłoby dobre miejsce na cache'a"

Hmm? Musiałam to wygooglować i trafiłam, geocaching, czyli szukanie skarbów w wersji dla pełnoletnich wyposażonych w GPS, długopis, nieprzemakalne buty i spray na komary.


Tyle radości ile mamy przy odnalezieniu "skarbu" nie miałam już dawno :D Szukamy zawsze razem z moim chłopakiem, czasem pod koniec biegnąc do celu i bijąc się o to, kto ostatecznie znajdzie skarb, bo często z daleka już podejrzewamy, gdzie będzie cache. Ale po kolei. Wchodzimy na stronę geocaching.com lub polską wersję geocaching.pl i szukamy skrytki na mapie w danej okolicy, blisko miejsca zamieszkania lub gdzie tam akurat jesteśmy. Klikamy w skrytkę, czytamy opis i zakodowaną wskazówkę (trzeba podstawić odpowiednie literki) i spisujemy kordy, czyli współrzędne geograficzne. Współrzędne wklepujemy do urządzenia GPS lub Map Google w telefonie i pozwalamy prowadzić się do celu, najlepiej w formie pieszej. Najlepsza zabawa zaczyna się już kiedy jesteśmy na odpowiednich kordach a wokół las (a wskazówką było "szukaj w dziupli") lub kamienie i skały (a wskazówką było "szukaj pod kamieniem") - idzie oszaleć. Nawigacja czasem stwarza problem, bo współrzędne potrafią się rozjeżdżać, ale wprawne oko, umiejetność przewidywania, intuicja i cierpliwość wystarczą by ostatecznie trafić na miejsce i znaleźć skarb. Nie może być przecież za łatwo! Czasem trzeba gdzieś się wcisnąć, wspiąć, spotkać z robakami czy nietoperzami, wpaść do wody lub zjechać tyłkiem ze skarpy ;)

Przykładowa skrytka (źródło: http://hanoverchamber.com)
Skarbami najczęściej są plastikowe pudełka na żywność, słoiki lub opakowania po lekarstwach. W środku zawsze znajdziemy tzw. logbook, gdzie musimy wpisać datę i nick ze stronki geocachingu, oraz wiele innych fantów na wymianę, mniejszych lub większych drobiazgów, w zależnosci od wielkosci skrytki. Fanty można zabierać, pod warunkiem, że zostawimy coś na wymianę. Skrytkę odkładamy w to samo miejsce, z odpowiednim maskowaniem. Ważne jest by starać się robić to dyskretnie, szczególnie jeśli cache umieszczony jest w miejscu publicznym, jak np jeden częstochowski, który jest w III alei przy fontanie z dziewczynką i gołębiami - nie ma szans by wokół było pusto, czasem trzeba osłonić się parasolką, poudawać, że właśnie wiąże sie buta lub przeczekać aż zrobi się chwilowy spokój, a wszystko po to, by odłożony cache został na miejscu i nikt inny (tzw. mugol) nie zainteresował się nim i nie zabrał go do domu - skrytki niestety potrafią być kradzione lub niszczone przez przypadkowe osoby. Po powrocie do domu na stronie dodajemy loga, zaznaczając, że skrytkę znaleźliśmy, możemy ocenić poziom trudności i dopisać cos od siebie w komentarzu :) Skrytki są dodawane przez zwykłe osoby lub organizacje turystyczne, a więc każdy z nas może taki skarb umieścić w terenie w ulubionym miejscu, wystarczy tylko zapoznać się z zasadami.

Źródło Google
Cóż mogę dodać - naprawdę świetna zabawa, szczególnie w dobrym towarzystwie i przy dobrej pogodzie. Poza całą frajdą z szukania warto dodać też, że podczas wędrówek można poznać nowe ciekawe miejsca w okolicy, o których nie miało się wcześniej pojęcia - my tak odkryliśmy niezwykle urokliwą dolinę Warty :) Serdecznie polecam - mój nick na geocaching.com to "Mataforgana", można podpatrzeć, gdzie już byłam i co znalazłam :) Poniżej wklejam kilka fotek z szukania.




 Ktoś już się w to bawił? Dawajcie swoje namiary! 


*Żartuję, w ogóle się nie przyznawałam.

12 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę się rozejrzeć po okolicy swej, albo - jesz lepiej - rodziców. Wygląda to na świetną rozrywkę, a przy okazji pozwala trochę pozwiedzać, spalić kalorii i spędzić czas na świeżym powietrzu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie! A oprócz tego czujesz się jak dziecko na obozie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś mi się o uszy i oczy o tym obijało, ale jakoś nie kliknęlam nigdy gdzie trzeba i nie doczytałam więcej. A to brzmi prześwietnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To nie tylko brzmi prześwietnie, to się też prześwietnie robi :D To co opisałam to i tak tylko część zasad tej zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tata mi kiedyś opowiadał o swoim koledze co tak właśnie jeździ po świecie (czy samej Polsce). Myślę, że to świetna zabawa, muszę zobaczyć czy ktoś coś schował w okolicy. Dzięki za podanie konkretnego linka gdzie to się ustala bo tak z samego gadania to pewnie bym nie szukała.

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurczę! Nawet sporo jest w okolicy! W środku miasta, spokojnie mogę dojechać nawet autobusem i szukać. Jestem w szoku, bo nigdy nie bawiłam się w podchody (kurde, a lat 18) a też sądziłam że kryje się coś takiego w okolicy większych, bardziej znanych miejsc.

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzisz? :D Też byłam w szoku jak się okazało, że jeden mam... za swoim blokiem :D

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie ok. 800-1000 m od domu są historyczne, cały projekt, bo były tu obozy hitlerowskie. O ile historia mnie nie jara to mogę poszukać ;p tata już wczoraj przeszukiwał jakieś krzaczki pod takim zakładem, chociaż mówiłam mu że szuka po drugiej stronie ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Wkręcicie się z tatą :D Na początku ciężko jest znaleźć cokolwiek, ale im dłużej w tym jesteś, tym częściej kierujesz się intuicją, podchodzisz pod konkretne współrzędne i od razu wiesz, w której dziurze jest kesz, myślisz jak ta osoba, która go kryła :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A Tobie przy pierwszej wyprawie udało się coś znaleźć? Miałaś jakichś towarzyszy?

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja zawsze szukam z chłopakiem i nasz pierwszy kesz również był nieznaleziony dlatego, że wklepalismy współrzędne z opcją "podróż samochodem" a nie "pieszo". W rezultacie doprowadził nas do drogi do punktu, który był na wysokości punktu ukrycia, który był trochę dalej poza drogą 😜 najlepsze, że wskazówka mówiła "szukaj pod kamieniem" a przy tym pierwszym błędnym podejściu ten punkt był jak na złość przy wielkiej hałdzie kamieni i gruzu, i ja byłam święcie przekonana, zespół to to! Więc przerzuciłam gołymi rękami klika głazów 😜 dopiero za drugim razem przy podejściu "pieszym" od razu trafiliśmy na dobre miejsce ☺

    OdpowiedzUsuń
  12. świetna sprawa, nigdy nie słyszałam o tym, ale wydaje się super zabawa :)

    OdpowiedzUsuń